Działa tylko w IE - sorry!    
     

Zdarzenia artystyczne (?!)

mgr Oriana Darowska-Malta


Kiedy w 1863 roku Edouard Manet pokazał, swoje płótno "Śniadanie na trawie" wybuchł skandal. Szok publiczności, kpiny krytyków były powszechne, mimo iż obraz wystawiono w ramach Salonu Odrzuconych, czyli instytucji, która już z nazwy miała "przygarniać" dzieła promujące odmienną, od ogólnie akceptowanej, estetykę. Artysta złamał obowiązujące konwenanse swoich czasów, które dopuszczały nagość jedynie w wypadku artystycznych nimf i bogini.

Nie skandal i prowokacja były zamierzeniem Mistrza. Pragnął bowiem przedstawić nie Kobiecość Idealną, lecz sportretować zwykłą ówczesną kobietę. Wszystkie więc zaproponowane przez artystę rozwiązania techniczno - kompozycyjne podporządkowane były temu celowi. Bo cel i sens były. Jak się później okazało tak istotne, że obraz przyjęło się uważać za początek nowoczesnego malarstwa.

Prawie pół wieku później w Nowym Jorku ma miejsce wielka wystawa sztuki współczesnej - Armory Show. Wśród tysiąca pięciuset dzieł znajduje się odrzucony, znów przez ów paryski Salon, obraz "Akt schodzący po schodach nr 2". Dzieło Marcela Duchampa - obrazoburcy, malarza budzącego powszechne zgorszenie, człowieka o dość niewygodnej osobowości. Wystawiony początkowo na pośmiewisko, będzie miał jednak więcej szczęścia od Moneta - już wkrótce cały Nowy Jork "bić się" będzie o jego dzieła. Dzieła, które prowokowały, burzyły konwenanse, uderzały w uświęcone tradycją wartości, ale i... zmuszały do myślenia. Były propozycją intelektualną o spiętrzonej symbolice, czasem wymagającej niemałego wysiłku, wynagrodzonego jednak przyjemnością obcowania z niezwykła ekspresją artystyczną.

W latach 60-tych XX wieku Andy Warhol wieścił już (nie zdając sobie chyba jednak sprawy ze swego profetycznego czarnowidztwa), że nadchodzą czasy, gdy każdy ma szansę być przez 15 minut sławny. I sława taka, nieskojarzona z żadną wartością, czy to intelektualną, czy estetyczną, zaczęła dość pokaźnej grupie twórców wystarczać. A jak wielką stanowi pokusę dowodzi przykład Herostratesa.

We współczesnej sztuce (nie tylko polskiej), aby zaistnieć, najlepiej sprowokować jakieś "zdarzenie artystyczne". Bowiem, jak pisze Antoni Pawlak w numerze 52 czasopisma "Newsweek": "dziś się nie maluje, dziś nie rzeźbi. Dziś artyści zajmują się zdarzeniami artystycznymi."

Czym więc jest ten twór kulturowy? Najprościej rzecz ujmując, działaniem, które ma odbiorcę zaskoczyć, zaszokować, zadziwić (skojarzenia z konceptyzmem barokowym i twórczością XVII - wiecznych poetów metafizycznych są, niestety, chybione). A jak chcą zwolennicy tej formy wypowiedzi - zmusić do refleksji, zwieńczonej przemianą dotąd wyznawanego systemu wartości.

Mamy więc na gruncie polskim słynne prezentacje Katarzyny Kozyry, która na przykład w jednej z nich skorzystała z gromadki rozebranych miłośników oblucji ("Łaźnia"), budując dziwaczną, i chyba oprócz tej dziwaczności nie proponującą niczego, konstrukcję. Mamy Mariusza Maciejewskiego, który grupkę ochotników rozebrał do naga, a następnie zamknął w specjalnej klatce, którą obracał jak rożen przez dziesięć minut. Ewolucja ta - od śmiechu, przez irytację, po złość, płacz, wymioty, omdlenia - była dokładnie filmowana, a następnie prezentowana zainteresowanej publiczności. Po co? Nie wiadomo. Trudno nawet wysunąć walor oryginalności i odwagi, bowiem już w latach 60-tych, w których to kwitła tzw. "body art". Akcjoniści Wiedeńscy w swych artystycznych akcjach wykorzystywali nagie ciała w połączeniu ze wszystkim: fekaliami, zwłokami zwierząt, krwią, samookaleczeniem, kopulacją, praktykami sadystycznymi i masochistycznymi. Francuska artystka, Gina Pane, podczas happeningów wbijała w swe ciało kolce róż, nacinała skórę żyletką i brzytwą lub rozbijała sobą oszklone drzwi.

Jak twierdzi we wspomnianym wcześniej przeze mnie artykule Antoni Pawlak: "w odbiorze skandalizującej sztuki najbardziej uderza milczenie inteligencji". Owe milczenie, śmiem dodać, jest dość niebezpieczne ponieważ swoim "niebytem" godzi w sferę wartości bardzo subtelnych, bo wartości etycznych. Dowodem na to mogą być chociażby wnioski, do jakich doszedł kompozytor Karlheinz Stockhausen, nazywając terrorystyczny zamach na Word Trade Center wielkim dziełem sztuki współczesnej. Kim jest więc inicjator i pomysłodawca owego "przedstawienia"? Renesansowym mistrzem na miarę Leonarda da Vinci?

Abstrahując jednakże od artystycznych pomysłów dzisiejszych artystów, można wskazać inny przykład prowokacji, która myślącego człowieka powinna przyprawić jedynie o refleksję, jakimi kryteriami kierują się szefowie warszawskiej Zachęty, proponując odwiedzającym zdarzenie plastyczne, polegające na tym, iż autorka Julita Wójcik - publicznie obiera ziemniaki? Oddając się tej fascynującej czynności, jednocześnie z rozbrajającą szczerością twierdzi, że w ogóle nie zastanawiała się nad tym, czym powinna być sztuka i nie chce, aby widzowie choć przez chwilę się nad czymkolwiek zastanawiali. Będąc wyjątkowo złośliwym, rzec by można, że krytycy sztuki zrobili na złość artystce, doszukując się w jej pomyśle wielu wartości i cennego nowatorstwa.

Z sentymentem więc można wspominać czasy, kiedy sztuka była jakąś propozycją estetyczną czy intelektualną. Trudno wyjaśnić przyczynę takiego stanu rzeczy. Jedno jest pewne - taka sztuka zmusza do myślenia, do intelektualnego wysiłku, który, jak wiadomo, nie jest sprawą prostą. Myślenie jest czynnością męczącą, natomiast szok, czy zdziwienie - odruchem niewymagającym zwiększonej aktywności komórek mózgowych.

Żyjemy w czasach, w których ciasna moralność mieszczańska kojarzona jest wyłącznie z rodziną Dulskich, tak więc argument, jakoby propozycje Kozyry, Nieznalskiej przełamywały jakieś tabu jest twierdzeniem żałosnym. Jak pisze A. Pawlak: "domalowanie wąsów Matce Boskiej to nie prowokacja, a gówniarstwo [...]. Żeby dokonać prawdziwej prowokacji artystycznej trzeba czegoś chcieć [...]. Innymi słowy, trzeba myśleć". I zmusić tym samym do myślenia widza - o sobie, o innych, o świecie. Choćby tak, jak uczynił to Zbigniew Libera w swej pracy "Obóz koncentracyjny z klocków Lego", i tak jak przez całe życie prowokował Władysław Hasior. I przed tym akurat wypada schylić głowy.