"Nowe" przedszkolaki

Emilia Korzeniewska


Upłynęło kilka miesięcy pobytu dzieci w przedszkolu. Podobnie jak i w innych, i w naszym znalazła się grupa dzieci, które po raz pierwszy oderwały się od "spódnicy mamy". Przyprowadzono je do nas, aby się usamodzielniły, uspołeczniły i przyswoiły pewne wiadomości. Są w różnym wieku, od 3 do 5 lat. Przyznam szczerze, że obawiałyśmy się trochę pracy w tej grupie. Miałyśmy świadomość, że te dzieci zawsze przebywały w towarzystwie swoich najbliższych i nie miały kontaktu z rówieśnikami. Pierwszy dzień potwierdził nasze obawy. Widać było ich poczucie zagrożenia, strach przed nieznanym. Wiedziałyśmy, że musimy je przekonać, iż trafiły w przyjazną, ciepłą atmosferę i zarazem zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. Pragnęłyśmy stworzyć im warunki sprzyjające odkrywaniu siebie, aktywności społecznej i umysłowej. Kiedy już odkryły, że jest tu dobrze, wesoło i ciekawie, że mamy zawsze po nie przychodzą, wyłoniły się nowe problemy. Dotyczyło to szczególnie dzieci starszych. Ogólnie mówiąc bardzo odstawały od naszych dawnych wychowanków.

Rysunki niektórych pięciolatków przedstawiały typowe dla trzylatka bazgroły, zabawy ruchowe sprawiały ogromne trudności. Każda zabawka była zdobywana na zasadzie: "oddaj, bo to moje, to mi się najbardziej teraz podoba i przyda". Nie potrafiły słuchać bajek, a historyjka obrazkowa była czymś zupełnie nowym. Zaczęłyśmy zastanawiać się, co te dzieci interesuje, co dotychczas robiły, a w szczególności dlaczego rodzice tak mało troszczyli się o ich intelektualny rozwój. Smutna to refleksja.

Jednym z pierwszych naszych działań było zorganizowanie teatrzyku. Zauważyłyśmy, że to dzieci bardzo interesuje. Przebrałam się np. za jesień i opowiadałam o sobie. Dowiedziały się, dlaczego moja spódnica usiana jest kolorowymi liśćmi, dlaczego "dmucham" zimnym wiatrem i częstuję jabłkami, gruszkami i śliwkami. Koleżanka w roli jabłoni wyglądała przekonywająco, liście na głowie, spódnicy i przywiązane w różnych miejscach jabłka. Natomiast "policjantka" kierowała ruchem drogowym, a dumni posiadacze "czterech kółek" starali się nie doprowadzać do kolizji, bo uważnie śledzili gesty policjantki. Naszym zadaniem było ustalenie zakresu umiejętności tych dzieci oraz znalezienie sposobu ich uaktywnienia. Tego typu podejście zapewnić powinno odpowiednie dostosowanie metod i wymagań. Trzeba było opracować zarys programu działania, który miał pomóc dziecku w jego rozwoju z uwzględnieniem jego potrzeb.

W tej chwili obserwujemy już, że nasi nowi podopieczni osiągnęli poczucie przynależności do grupy - to bardzo ważne osiągnięcie. Potrafią już prawidłowo trzymać kredkę, co do niedawna było nie lada problemem. Nie ma już kłopotów z zabawkami: wiadomo, że są one dla wszystkich i zawsze przyjdzie kolej na zabawę ulubionym samochodem. Dzieci przyswoiły umowy dotyczące odkładania przedmiotów na wyznaczone miejsce.

Maciej, który przychodzi zawsze ze swoim plecaczkiem, chętnie zdejmuje go z pleców i odkrywa przed kolegami tajemne skrytki i ukryte w nich skarby.

Daniel, który znalazł się u nas za radą psychologa, zaczyna mówić pojedyncze wyrazy ku radości nauczycielek i mamy. Sandra wzywająca nas na pomoc w załatwianiu potrzeb fizjologicznych, zrezygnowała już z naszego towarzystwa, bo, jak sama twierdzi, jest już duża.

Zachęcamy dzieci do stawiania pytań, poszukiwania własnych rozwiązań i sprawdzania ich trafności w rzeczywistych sytuacjach. Uczymy okazywania zadowolenia z własnych osiągnięć, zdrowej rywalizacji, zdolności przewidywania, planowania itp. Przyznam, że nie mamy chwili wytchnienia. Jesteśmy ciągle w pogotowiu, obserwujemy, radzimy, pomagamy, tłumaczymy, organizujemy zabawy. Zdajemy sobie sprawę z tego, jak wiele od nas zależy i że nie wolno nam niczego przeoczyć czy zaniedbać. Wiedziałyśmy, że nasza praca jest bardzo odpowiedzialna i trudna. Teraz widzimy, jak bardzo jest ona potrzebna, szczególnie w tych trudnych czasach, kiedy rodzice jakby trochę zapomnieli o potrzebach duchowych swych dzieci, przedkładając nad nie potrzeby materialne. To właśnie my, nauczyciele wiemy o tym najlepiej. Widzimy dzieci pięknie i kolorowo ubrane i biegające przed blokiem do późnych godzin wieczornych. Maria Dąbrowska powiedziała: "Gdy już nie ma ratunku, zostaje zawsze jeszcze jeden - pobiec drugiemu na pomoc". Wydaje mi się, że nauczyciele już od dawna biją rekordy w tym biegu.

         
     
           
Strona główna Opinie W sieci Downloads Publikacje O stronie